Discussion:
Czy ja mówię językiem kolokwialnym?
(Wiadomość utworzona zbyt dawno temu. Odpowiedź niemożliwa.)
Ajgor
2013-01-11 15:02:29 UTC
Permalink
Witam.

Pytałem juz o róznicę między "podejrzanym" a "podejrzewanym". Ale jest jeszcze
jedna sprawa, która mi spędza sen z powiek.
Czy ja na co dzień mówię językiem kolokwialnym?
Dlaczego o to pytam. Otóż słuchając w mediach wszelkich wypowiedzi poliyków,
rzeczników prasowych, prawników itp, najczęsciej jest tak, że z ich ust wydobywa
się totalny bełkot, którego pewnie oni sami nie rozumieją, a w pewnym momencie
pada stwierdzenie "mówiąc językiem kolokwialnym..." i... w takim momencie
delikwent zaczyna mówić normalnie po polsku :) I za chwilę wraca do tego
bełkotu - polotyczno-prawnej nowomowy.
To jakim językiem ja mówię na co dzień?
Kolokwialnym?

Pozdrawiam.
Jan45
2013-01-12 12:24:38 UTC
Permalink
Post by Ajgor
(...)
Czy ja na co dzień mówię językiem kolokwialnym?
Dlaczego o to pytam. (...) z ich ust wydobywa się totalny bełkot, którego pewnie oni sami nie
rozumieją, a w pewnym momencie pada stwierdzenie "mówiąc językiem
kolokwialnym..." i... w takim momencie delikwent zaczyna mówić normalnie
po polsku :) (...)
To jakim językiem ja mówię na co dzień?
Kolokwialnym?
Skoro zdajesz sobie sprawę z tego, że ktoś mówi
niezrozumiale i tylko udaje mądrego, nie udawaj,
że jest inaczej. Czyli że nie rozumiesz powodu takiego
gadania i przywiązujesz jakąś tam wagę do treści
takiej wypowiedzi. Naśmiewanie się z tych popędliwców
politykujących i opiniujących mija się z celem.
Czyli mija się z nadzieją, że się zmienią i zaczną
mówić prościej.

Pamiętam (z lektury co prawda), jak to jeden chłopak
objaśniał koledze, na czym polega poezja. Według tych
objaśnień polegać ona miała na używaniu rzadkich
i wymyślnych nazw. Na przykład zdanie potoczne
"Usiadła na zielonej trawie" w wersji poetyckiej
powinno wyglądać tak: Spoczęła na malachitowej
murawie. Uważał ten chłopiec, że poeci mają swój
słownik, w którym każdej nazwie potocznej odpowiada
nazwa "poetycka".

Politykujący i opiniujący (innych rzecz jasna opiniujący)
brną w ogólnikach i też mają swój słownik, którego
się konsekwentnie trzymają. Jest tak od dawna, jak
tylko sięgam pamięcią. Podkładają oni pod słowa
powszechnie znane i używane treść "swoją", czyli
wziętą ze swojego słownika. Osobom postronnym, spoza
kręgów ww. popędliwców, starają się oni udowodnić,
że są aż tak mądrzy, że my szaraczkowie nigdy ich
nie pojmiemy i że powinniśmy tylko ich uważnie
słuchać. Polować na okazję, kiedy zechcą łaskawie
przetłumaczyć z "ichniego" na polski.

Ja ich nie słucham i nie poważam, przynajmniej
do czasu, aż nie wejdą mi na odcisk. Ale takim
odciskiem nie jest dla mnie niemożność ich zrozumienia.

Jan
Slawek Kotynski
2013-01-12 16:34:51 UTC
Permalink
Post by Ajgor
Czy ja na co dzień mówię językiem kolokwialnym?
Od Moliera wiemy, że mówisz prozą. :)
Nie przypadkiem przywołałem mieszczanina co został szlachcicem,
bo mi się wydaje, że dziwacznych manier językowych najczęściej
trzymają się ludzie (urzędnicy? biznesmeni? funkcjonariusze?)
dla których osiągnięta pozycja jest awansem społecznym.
Może działa tutaj jakiś taki mechanizm: po wejściu
w nowe środowisko, nasłucha się człowiek nowych zwrotów,
które wydają mu się fajne, lub w jego oczach świadczą
o inteligencji, wykształceniu, pozycji, po czym, mniej
lub bardziej bez sensu, kalkuje te zwroty w różnych sytuacjach.
"Aczkolwiek" i "na chwilę obecną" nie brzmią tak
"trywialnie" jak "bo" i "teraz".

Jeśli chodzi o wypowiedzi publiczne, to inna para kaloszy.
Temat na długą książkę: nowomowa, dyplomacja, chachmęcenie,
polityczna poprawność, propaganda i asekuracja. Na przykład
ktoś sprzedaje jakąś treść albo wywołuje zamierzone skojarzenia,
ale ściśle trudno udowodnić, że coś takiego powiedział.
No i podstawowa reguła przesłuchiwanego: nie mówić ani jednego
słowa, którego nie muszę powiedzieć. Jeśli ktoś powiedział
"związki wysokoenergetyczne", bezpieczniej jest to powtórzyć,
niż użyć słowa "trotyl".

No i trzecia para kaloszy :)
czyli język środowiskowy, funkcjonujący na przykład
w różnych grupach zawodowych, poza nimi nie rozumiany,
albo rozumiany tylko powierzchownie lub pozornie.
Gdy się słucha opinii krytyków sztuki, oni zwykle używają
powszechnie znanych wyrazów, odnosi się wrażenie, że wiedzą
o czym mówią i rozumieją się nawzajem, a dla mnie ich
wypowiedzi są kompletnym bełkotem.
Innym przykładem jest język prawniczy, w którym
znaczenie, pozornie nieistotnej zamiany wyrazów,
może być kompletnie niezrozumiałe dla kogoś, kto
nie studiował dwa lata Kodeksu Cywilnego.

mjk
Jan45
2013-01-13 12:57:23 UTC
Permalink
W dniu 2013-01-11 16:02, Ajgor pisze:
(...)
Post by Ajgor
Czy ja na co dzień mówię językiem kolokwialnym?
(...)
Jeszcze jedna uwaga typu etymologicznego.
Z łaciny pamiętam, że kolokwium (colloquium)
znaczy rozmowa. A z tego może wynikać prawda
kolejna, ta, że mówiący niezrozumiale (z rozmaitych
powodów tak mówiący) nie uważają swoich wypowiedzi
niekolokwialnych za rozmowę. Za co oni biorą swoją
niekolokwialną gadaninę, to już ich tajemnica.
Jeśli to są fachowcy, to może to być fachowy żargon
typu roboczego. I to jest jeszcze do zniesienia.
Ale nadętych politykujących opiniotwórczych nie lubię
i rzadko słucham. I czasem doradzam innym to samo.

Jan

Kontynuuj czytanie narkive:
Loading...