Jan
2011-08-01 20:32:41 UTC
Myślałem, że dzisiejsza automatyczna kontrola pisowni
w programach typu WORD załatwia kwestię korekty
do końca. Ale wygląda na to, że nie do końca.
Trafiłem właśnie na fragment zdania: Gdy ktoś jest
tropiony pszez nieznanego wroga (...)
(Daniel Silva, "Spowiednik", WWL "MUZA SA")
Nie chcę się naśmiewać bynajmniej z wydawnictwa
ani z pracownika korekty. Szukam uogólnienia.
Chyba już za długo czytam teksty z poprawną pisownią,
bo odstępstwa od razu mi się rzucają w oczy, po prostu
działają na mnie jak korzeń wystający z równego chodnika.
Potykam się od razu. Źle znoszę błędy ortograficzne.
Bo mi spowalniają czytanie. A tu trzeba się nam przestawiać,
wykazywać elastyczność. Walcząca tu Stokrotka może mieć
satysfakcję, kiedy w książkach z szacownych oficyn
ortografia nie jest idealna. Znaczy to, że większość
chce więcej swobody, czyli dowolności. Może dlatego
korektor przysypia, kiedy mu automat wytknie błąd?
Jan
w programach typu WORD załatwia kwestię korekty
do końca. Ale wygląda na to, że nie do końca.
Trafiłem właśnie na fragment zdania: Gdy ktoś jest
tropiony pszez nieznanego wroga (...)
(Daniel Silva, "Spowiednik", WWL "MUZA SA")
Nie chcę się naśmiewać bynajmniej z wydawnictwa
ani z pracownika korekty. Szukam uogólnienia.
Chyba już za długo czytam teksty z poprawną pisownią,
bo odstępstwa od razu mi się rzucają w oczy, po prostu
działają na mnie jak korzeń wystający z równego chodnika.
Potykam się od razu. Źle znoszę błędy ortograficzne.
Bo mi spowalniają czytanie. A tu trzeba się nam przestawiać,
wykazywać elastyczność. Walcząca tu Stokrotka może mieć
satysfakcję, kiedy w książkach z szacownych oficyn
ortografia nie jest idealna. Znaczy to, że większość
chce więcej swobody, czyli dowolności. Może dlatego
korektor przysypia, kiedy mu automat wytknie błąd?
Jan