Post by Jakub BogusÅaw JagieÅÅoChińczycy mają za dużo dźwięków jak na nasze skronme a(na)lfabety. ;-)
A mógłby ktoś coś więcej napisać? Bardzo mnie ciekawi ile różnych
głosek czy fonemów (i przede wszystkim jakich) można by w ich języku
wynaleźć.
Problemem jest samo stwierdzenie "w ich języku". Język chiński w
Kantonie a język chiński w Pekinie to kompletnie różne języki (jakoś
oczywiście spokrewnione, ale nie wiem, czy podobieństwo jest bardziej
jak między polskim a bułgarskim, czy jak między polskim a hiszpańskim) i
takich różnych języków/dialektów jest trochę.
Załóżmy jednak, że chodzi o język urzędowy ChRL, tzw. mandaryński. Jeśli
wierzyć wikipedii ma on następujące fonemy IPA (po spolszczeniu pisowni
i uznaniu, że h po spółgłosce oznacza aspirację, czyli przydech):
Spółgłoski i półsamogłoski:
p, ph, t, th, k, kh
m, n
f, s, coś na kształt sz, ś, h (czyli "ch")
c, ch, coś na kształt cz, coś na kształt czh, ć, ćh
l, ł (tzn. niesylabiczne u), j, niesylabiczne u umlaut oraz coś, o co
się spierają fonetycy, czy jest raczej czymś na kształt ż, czy też
amerykańskiego r (to chyba przypadek tego żypao)
do tego mogą dochodzić glajdy (czyli niesylabiczne samogłoski między
innymi głoskami, jak w naszej rujinie ;-))
Samogłoski:
a
e
o
szwa
sylabiczne z czasem wymawiane jak y
i
u
u umlaut
ale to jako fonemy, bo każda z ww. samogłosek ma inną wymowę w
zależności od miejsca w wyrazie, co daje 14 głosek, z drugiej zaś strony
w zasadzie o, e i szwę można by uznać za różne wersje tego samego fonemu.
Oczywiście, powyższe to kwestia fonemów, bo z allofonami to nasze
znajome języki jak polski czy angielski też miewają po kilkadziesiąt
spółgłosek i kilkanaście samogłosek (dokładna liczba zależy od czułości
ucha fonetyka ;-) ).
Jak widać pewne oczywiste dla nas cechy, jak (bez)dźwięczność są dla
Chińczyków nieistotne. Pan się nie różni od bana, a kura od góry (a
także od kuli, ale to kolejna sprawa). Podobnie nieistotne jest dla
nich, czy Polak powie na ich stolicę Pekin czy Bekin. Ale robi się to
istotne, gdy za Polaka podstawimy Anglika, bo on też słabiej od nas
wyczuwa (bez)dźwięczność pierwszej spółgłoski tego słowa i mówiąc
Peijing lub Beijing w obydwu wypadkach wymówi ją bezdźwięcznie (lub co
najwyżej słabo dźwięcznie w drugim przypadku), ale za to w pierwszym
wypadku zrobi aspirowane p. Dla nas dodanie przydechu po p nic nie
zmieni (większość z nas nawet tego nie usłyszy), ale dla Chińczyka
będzie to oznaczać odrębny fonem. Dlatego Chińczycy wolą, by w
międzynarodowej (w praktyce angielskiej) pisowni ich głoskę p zapisywać
literą b.
Sam jednak sposób i miejsce artykulacji głosek oraz zapis tego dla nas
nie byłby taki trudny. Chociażby to zapisywanie nieaspirowanej
spółgłoski wargowej jako b, a aspirowanej jako ph (jak w Phenian) nie
jest takie trudne dla pisma, które jakoś dostosowało się do języków
skandynawskich i słowiańskich. Większym problemem jest intonacja. W
europejskich językach jest ona dodatkiem do wymowy - ot dodanie ? albo !
i już. Tymczasem w chińskim ważne są nie tylko głoski, ale też tony w
jakich są one wymawiane. W mandaryńskim są cztery tony, w niektórych
północnochińskich trzy, ale w niektórych połudnowochińskich osiem. I to
trzeba jakoś zapisać.
pzdr
piotrek