Post by bbjkPost by JarosÅaw SokoÅowskiI woniał ciężar włosów twych ujętych w węzły,
[...]
Post by JarosÅaw SokoÅowskiAle gdyby zostawić tylko pierwszy z nich, to byśmy tacy
pewni charakteru wonienia być nie mogli.
O zapachu włosów kobiecych, którym upajał się jeden z bohaterów, już
nie pomnę, czyich, czytałam u Sienkiewicza przed laty. Chyba w Trylogii.
Ponieważ w XVII wieku nie myto się przesadnie często, mdliło mnie na
wyobrażenie owego zapachu.
Czasem znajomość faktów mąci radość obcowania z literaturą.
Post by bbjkMasz rację Jarku, wszystko zależy od kontekstu, nie tylko słownego
zresztą. (Czy powinnam napisać "Panie Jarku"?
Tak, od kontekstu wiele zależy. Formy również. Formy należy dobierać
indywidualnie. Względem wygody, czy co akurat jest ważne. Ja tak
dobieram. Inne wybory nic a nic mi nie przeszkadzają.
Post by bbjkŻeby nie miotać się w podobnych dylematach proponuję bruderszaft).
W zasadzie to ja też bym się czegoś napił.
Post by bbjkPost by JarosÅaw SokoÅowskiCzasem jest wprost powiedziane co wonieje -- fijołek albo podła
garkuchnia. I od razu wiemy, czy to woń dobra, czy zła. Trywialne
spostrzeżenie. Ale o woni możemy już coś powiedzieć nawet zanim ją
sobie uzmysłowimy. Jak ona się "roztacza", to nam zmysły ucieszy,
choć nie wiemy jeszcze, czy róża, czy skoszone siano. A gdy na
przykład woń "wali", to trzeba się przygotować na najgorsze.
Również nie jest dobrze, gdy nam woń zajeżdża. Nie jest to tak
ostentacyjne, jak walenie, ale może bardziej dolegliwe. Gdy wali,
uciekamy stamtąd. A gdy zajeżdża, kręcimy nosem, zastanawiamy się
nad źródłem, a nie zawsze można się ewakuować. A po chwili już nos
się przyzwyczaja i nie odbieramy alarmu. I to jest jeszcze gorzej.
Przywyknąć do złego.
Walenie i zajeżdżanie zyskało już pewną samodzielność, co w tym wątku
zostało wcześniej zauważone. "Zajeżdżało od niego jak z gorzelni",
"waliło rybami z pobliskiej przetwórni" -- od razu wiemy, że to o woń
czy o zapach chodzi. Nie spodziewamy się furgonetki ze skrzynkami wódki,
ani że ktoś rzucał flądrami przez mur. Tak samo jest też z zalatywaniem.
Teoria zapachów nie będzie kompletna, jeśli pominiemy określenia
specjalizowane. Smród jest złym zapachem -- tylko tyle wiemy, bo słowo
to nie niesie innych informacji. Podobnie jest z odorem. Ale jest też
swąd. Słowo "swąd" odnosi się do dobrze określonej klasy zapachów,
których nie da się z czymś innym pomylić.
Post by bbjkPost by JarosÅaw SokoÅowskiMoże dla równowagi? Bo trzeba robić swoje -- i to jest pozytywne,
godne poparcia.
"Swoje wiedzieć", o, to już brzmi mniej przyjaźnie.
Bezokolicznik w życiu pobrzmiewa rzadko. "Ja swoje wiem" -- jak od
tej deklaracji zaczniemy, to jest nadzieja, że również zrobimy swoje
i będziemy z tego zadowoleni. "On swoje wie" -- to znaczy, że trzeba
się z nim liczyć, choćby na wszelki wypadek (jeśli on "wie swoje",
to sprawy mogą nawet przybrać gorszy obrót).
Post by bbjkPost by JarosÅaw SokoÅowskiChloroform, mimo iż czuć go z daleka, nie jest związkiem aromatycznym
(paskudne to, ale lepsze niż kości na żywca nastawiać).
A czy teraz jeszcze używa się oficjalnie chloroformu?
Miałam z nim do czynienia tylko na starych filmach kryminalnych,
gdy nasączoną szmatą zatykano komuś twarz, czasem na zawsze.
A w szpitalu, to głupi Jaś był w robocie.
W czasach, gdy roztaczał się aromat tamtej angielskiej herbaty, używano.
I jeszcze długo potem. Na mnie użyto, kiedy miałem trzy lata. Do dzisiaj
pamiętam świetliste wizje pojawiające się w czasie zasypiania, tuż przed
utratą świadomości. Takie same postaci w charakterystycznych dopełniających
się kolorach wiele lat później widziałem na malunkach południowoamerkańskich
Indian. W artykule, którego autor dowodził, że przedstawiają one kosmitów
i inaczej być nie może.
Dzisiaj anestezjologia poczyniła znaczące postępy. Nie ma już na twarzach
pacjentów drucianych sitek okrytych ligniną, na którą skapywał chloroform.
Głupi Jaś (hydroksyzyna) też jest tylko na początek.
Jarek
--
Pani pachnie jak tuberozy.
To nastraja i to podnieca.
A ja lubię zapach narkozy,
A najbardziej gdy jest kobieca.